Prezes Kaczyński wie, że zasada "dziel i rządź" jest zawsze aktualna. To jest wielkie zaniedbanie ostatnich 8 lat, bezlitośnie wykorzystywane teraz. Podział Polaków, którego nie mogę zaakceptować, na prawdziwych patriotów, którzy idą za PiSem, i całą resztę sprzedawczyków, komunistów i złodziei, resortowych dzieci, ludzi o niesprawnych głowach.
Jeśli Polacy ten podział akceptują - to faktycznie demokracja jest zagrożona. Tu wcale nie chodzi o PO, ani o postkomunę (wystarczająco wielu jest czerwonych w PiS, by rozsądnie myślący to rozumieli). Pan Michalski pisze beztrosko o "intelektualnych autorytetach", które krytykują PiS. Zapomina Pan - a raczej nie chce Pan pamiętać - że te "intelektualne autorytety" to elita (nie: elyta) polskiego życia publicznego, akademickiego, środowisk prawniczych. Siedem dekad temu dokładnie tacy ludzie, jak te traktowane przez Pana pogardliwie "intelektualne autorytety" ginęli od strzału w tył głowy. Prawnicy, akademicy, intelektualiści. Nie tak silni na ulicy, jak stoczniowcy i górnicy, ale ci właśnie, którzy potrafią wyprowadzić Polaków na ulicę w walce o wolność, a nie o kasę, schab i przywileje, jak robi to pan prezes Kaczyński i Duda. Proszę zauważyć, że w sobotę protestowano żądając wolności, a w niedzielę - pieniędzy. Tylko ja dostrzegam różnicę?
Proszę zrozumieć, że dobro Polski i Polaków to nie jest dobro PO, ani dobro PiS. To nie dobro i interes Petru, Dudy, Kopacz czy Tuska. Dobro Polski i Polaków to jedność i solidarność, a działania polityków prowadzą do głębokich podziałów - co oczywiście jest w interesie Kaczyńskiego i PiSu, ale na pewno nie w interesie Polski. Zauważył Pan, że miesiąc rządów PiS podzielił Polaków na dwie zantagonizowane grupy, po nieco ponad 40% populacji? Zauważył Pan, że światy, w których żyją te grupy, każdego dnia oddalają się od siebie? Że przy hucznym celebrowaniu solidarności robi się wszystko, by tę solidarność uniemożliwić?
Muszę na koniec stwierdzić, że sięgnąłem po pański tekst z zainteresowaniem, a odkładam z niesmakiem i zażenowaniem. Polityka Ferenca i Kaczyńskiego jest zupełnie nieporównywalna. Ferenc nie dzieli Rzeszowian na lepszych czy gorszych, nie buduje poparcia na ideologii, nie epatuje ksenofobią. Jest prostym, wychowanym w PRL dyrektorem, i na swój siermiężny sposób imponuje i przekonuje, zwłaszcza eksponowaną skutecznością. A pan Kaczyński opiera swoją popularność dokładnie na tym, na czym wcześniej opierało PO - na demonizowaniu opozycji, na odmawianiu prawa do normalności tym, którzy myślą inaczej. Porównywanie tych dwóch person jest bardzo krzywdzące dla pana Ferenca.