2017.01.10
To początek zabezpieczenia Polski od wschodu
Przyjazd wojsk amerykańskich do Polski jest ważnym przedsięwzięciem obronnym, ale wyzwanie stanowią inne elementy bezpieczeństwa wschodnich granic sojuszu. Amerykanie już teraz myślą o tworzeniu w Polsce dużych magazynów broni NATO. A czy nasz rząd nadąży ze swoimi zadaniami?
Trwająca od czasu rozpadu Związku Sowieckiego epoka beztroskiego bezpieczeństwa w Europie zwyczajnie rozleniwiła państwa Zachodu. Niemcy i inne kraje Europy poważnie zredukowały swoje armie, także Stany Zjednoczone zajęte wydarzeniami na Bliskim Wschodzie zmniejszyły swoje siły zbrojne w Europie. Na kontynencie Amerykanie oprócz trzech baz lotniczych zostawili jedynie dwie grupy brygadowe – 2 Pułk Kawalerii w Niemczech i 173 Brygadę Spadochronową we Włoszech. W Niemczech pozostała im jeszcze 12 Brygada Śmigłowców. I to wszystko. Słabiutkie resztki po wielkiej armii broniącej Europy przez inwazją komunizmu.
Trwająca ponad 20 lat epoka bezpieczeństwa europejskiego skończyła się wraz z wybuchem wojny na Ukrainie w 2014 r., a tak naprawdę jeszcze wcześniej, bo już wraz z atakiem Rosji na Gruzję w 2008 r. Europa długo nie mogła przyjąć tego faktu do wiadomości i dopiero w minionym roku zdecydowała się na powolne zmiany w polityce obronnej. Warto na tym etapie zrobić przegląd głównych elementów budowanego obecnie wokół Polski systemu bezpieczeństwa.
Trudna obrona krajów bałtyckich
Jednym z najważniejszych realizowanych obecnie programów obronnych na flance wschodniej NATO jest stworzenie czterech grup batalionowych uzbrojonych w czołgi i transportery opancerzone. Do kwietnia tego roku będą one rozmieszczone w Polsce i w każdym z krajów bałtyckich. Odpowiedzialność za ich tworzenie wzięły na siebie Niemcy, Kanada, Wielka Brytania i USA. Będą one w sumie liczyły do 5 tys. żołnierzy z 17 krajów sojuszu, a ich dowództwo mieścić się będzie w Elblągu.
Te cztery bataliony NATO absolutnie nie zabezpieczą militarnie Europy Środkowej przed ewentualnymi zakusami Rosji. Będą za to stanowiły czytelny dowód dla Moskwy, że ta nie uniknie szerokiego i kosztownego konfliktu, gdyby chciała zagrozić któremuś z członków NATO, lub choćby podjąć działania hybrydowe na terytorium państw bałtyckich licząc na brak reakcji sojuszu.
Dyskusje prowadzone niedawno w zachodnich think tankach ujawniły, że gdy trzy lata temu podejmowano pierwsze plany o sposobie rozbudowy infrastruktury obronnej na flance wschodniej NATO, poważnie zastanawiano się, czy obrona państw bałtyckich i przesmyku suwalskiego nie będzie zbyt trudna i czy sojusz nie powinien od razu cofnąć zasadniczej rubieży obronnej do granicy Polski. Jak widać NATO zdecydowało się na trudniejsze, ale bardziej zasadnicze stanowisko w planach obrony zagrożonych sojuszników.
Znamienne są przy tym ostatnie decyzje USA, które miesiąc temu w szybkim trybie rozmieściły w krajach bałtyckich swoje siły specjalne. Mają one za zadanie wspomagać amerykański wywiad wojskowy i prowadzić rozpoznanie działań hybrydowych podejmowanych przez Rosjan – na przykład naruszeń cyberbezpieczeństwa wrażliwej infrastruktury krajów bałtyckich, lub szerzenia dezinformacji wpływającej na tamtejsze nastroje społeczne. Szef amerykańskiego dowództwa operacji specjalnych gen. Thomas w grudniowej rozmowie z „New York Times” otwarcie przyznał, że sojusz chce, aby Rosjanie wiedzieli o działaniach obronnych wywiadu USA w tej sferze.
Tylko część amerykańskiej brygady w Polsce
Najszybciej postępującym działaniem NATO w krajach Europy Środkowej jest trwające właśnie rozmieszczanie oddziałów ciężkiej brygady amerykańskiej w liczbie ok. 3,5 tys. żołnierzy – wszystkie media donoszą o tym wydarzeniu. Co prawda część jednostek brygady będzie od lutego czasowo przemieszczona do Rumunii, Bułgarii i krajów bałtyckich (do czasu pojawienia się tam batalionów NATO), niemniej trzon brygady na stałe będzie stacjonował w Polsce w pasie pomiędzy Drawskim Pomorskim a Żaganiem na Śląsku.
Plan rotacji i rozmieszczanie poszczególnych batalionów brygady z dala od siebie w różnych krajach – od Bułgarii po Estonię – nie ma dużego znaczenia taktycznego, ale w istotny sposób przyzwyczaja wojska amerykańskie do stałej obecności w tej części świata. Przemieszczanie się batalionów ma przede wszystkim zapewnić umiejętność współpracy Amerykanów z wojskami państw gospodarzy i usprawnić komunikację wzajemną. To potrzebne, jeśli chce się planować wspólne działania obronne.
Nie można jednak nie wspomnieć w tym miejscu o sporych niedostatkach naszej polskiej infrastruktury, która objawiła się przy okazji działań podjętych przez sojuszników. Okazało się, że w Polsce nie ma odpowiedniej liczby baz gotowych do przyjęcia wojsk sojuszniczych. Aby bataliony ciężkiej brygady US Army mogły zainstalować się na Śląsku, polskie MON musiało wydać decyzję o przeniesieniu stamtąd do Wesołej pod Warszawą należącego do Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej jednego z najlepszych naszych batalionów pancernych, dysponującego czołgami Leopard 2. Rozdzielenie uzbrojonych w Leopardy batalionów stanowiących dotąd skład jednej dywizji może być ryzykowne taktycznie i prawdopodobnie to ten pomysł MON spowodował złożenie w grudniu dymisji przez dowódcę generalnego rodzajów sił zbrojnych gen. Różańskiego. Z drugiej strony trzeba przyznać, że relokacja części polskiego potencjału obronnego ze Śląska w kierunku wschodniej granicy jest działaniem oczekiwanym od dawna.
No ale nie tylko strona polska ma problemy z racjonalnym lokowaniem jednostek wojskowych. Amerykanie w ramach zabezpieczenia swoich wojsk na flance wschodniej zaplanowali sprowadzić w lutym tego roku ze Stanów Zjednoczonych do Niemiec (i częściowo do Powidza w Polsce), 10. Brygadę Śmigłowców Bojowych – m.in. ze śmigłowcami szturmowymi Apache. Jednak żeby móc rozlokować personel i sprzęt tej jednostki, musieli do końca 2016 r. zredukować o ponad połowę personel i sprzęt w garnizonach stacjonującej już w Bawarii swojej 12. Brygady Śmigłowców Bojowych. Dopiero w ten sposób uzyskano miejsce dla nowej jednostki w bazie w Illesheim.
Jeszcze inny ciekawy przypadek stanowi sposób przebazowania wyposażonego w czołgi Abrams jednego z trzech batalionów manewrowych wchodzących w skład amerykańskiej brygady pancernej przypływającej do Europy. Otóż batalion ten w ogóle nie dotrze na flankę wschodnią sojuszu. Pozostanie w Niemczech przy granicy z Czechami. Zajmie tam kwatery po jednym z batalionów amerykańskiego 2 Pułku Kawalerii, który to batalion od kwietnia tego roku zostanie przeniesiony z Niemiec do Orzysza stanowiąc trzon grupy batalionowej NATO w Polsce. Inna sprawa, że taka zamiana batalionów w niemieckiej bazie może wynikać nie tylko z problemów typowo kwaterunkowych, ale także z niechęci Niemców do pozbywania się ze swojego terytorium sporej liczby amerykańskich żołnierzy, będących jednocześnie poważnymi odbiorcami towarów i usług gospodarki niemieckiej.
Potrzeba większych baz w przyszłości
Powyższe uwarunkowania pokazują, gdzie obrona sojuszu może w przyszłości napotkać na największe kłopoty. Wszyscy podkreślają, że amerykańska brygada ciężka i 4 bataliony NATO w naszej części Europy będą poważnym ostrzeżeniem dla Rosji, ale niczym więcej. W razie pojawienia się ryzyka pełnoskalowego konfliktu przy naszych granicach, tylko naprawdę duża obecność wojsk amerykańskich może działać powstrzymująco na agresora. Jako dużą obecność należy rozumieć kontyngent w liczbie co najmniej 2-3 dywizji, każda w składzie 4 brygad, czyli łącznie ok. 35 – 50 tys. żołnierzy. Na taką liczbę wojska trzeba mieć przygotowane odpowiednie bazy, a to plan inwestycyjny na długie lata. Ponadto, jeśli obecna operacja przerzucenia zaledwie 3,5 tys. żołnierzy jednej brygady do Europy jest poważnym wyzwaniem dla Amerykanów – najpoważniejszym przedsięwzięciem przerzutu wojsk do Europy od dziesięcioleci, to trzeba mieć świadomość, z jakimi wyzwaniami będziemy mieli do czynienia w razie poważniejszego zagrożenia.
Temat przygotowania nowych baz kwaterunkowych w Polsce i innych krajach flanki wschodniej sojuszu pozostanie na razie tematem otwartym, ale Amerykanie już przygotowują się do sprawniejszego przerzutu wojsk w przyszłości. Do września tego roku na pograniczu Belgii, Holandii i Niemiec mają powstać trzy duże składy wojenne – w Dulmen, Eygelshoven i Zulendall (patrz mapa). Ma być w nich zgromadzony sprzętu i materiały dla co najmniej jeszcze jednej amerykańskiej brygady ciężkiej. Do takich baz o wiele łatwiej w razie potrzeby będzie można sprowadzić zza oceanu tylko sam personel. Amerykanie zapowiadają, że kolejny zbiór takich składów wojennych planowany jest do stworzenia w Polsce. Ta ostatnia zapowiedź jest jak na razie dość ogólnikowa i zapewne W USA nie podjęto decyzji co do terminu jej realizacji.
Opis wszystkich powyższych działań to tylko pobieżny rzut oka na budowany wokół Polski nowy system bezpieczeństwa. Dalsze potrzeby w odbudowie zdolności obronnych naszego kraju po długich latach letargu można by jednak wyliczać dalej. Rząd w Warszawie niewątpliwie osiągnął sukces doprowadzając do finału lokalizację wojsk NATO na flance wschodniej sojuszu, jednak każdy, kto choć trochę zna stan polskiej obronności nie ma złudzeń – prawdziwa weryfikacja wypełnienia zadań obronnych państwa nastąpi dopiero po skutecznej modernizacji naszej własnej armii.
Bartłomiej Wydra