2016.10.24
Kto w obronie gimnazjów?
Już niedługo wejdzie w życie reforma edukacji i związana z nią likwidacja gimnazjów. Dlatego dyskusja dotycząca tych zmian robi się coraz gorętsza. Przewodniczący Rady Miasta Rzeszowa Andrzej Dec przedstawia polemikę z niektórymi poglądami prezentowanymi przez Wiceminister Teresę Wargocką z MEN.
Pani Minister podczas posiedzenia Zespołu ds. Edukacji Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu, które odbyło się 5 października br., odnosząc się do uwag dotyczących wydłużenia terminu na wprowadzenie reformy lub całkowitego jej zatrzymania powiedziała, że należy iść krok dalej, już poza tę dyskusję. Krótko mówiąc dała jasno do zrozumienia, że o terminie wdrożenia „reformy” i likwidacji gimnazjów dyskusji już nie będzie. Bowiem Ministerstwo Edukacji Narodowej wypracowało już rozwiązanie, które ma uzasadnienie merytoryczne ponieważ:
1. Nauczanie blokowe w szkole podstawowej daje żenująco niskie efekty.
2. Trzyletnie nauczanie w gimnazjum staje się nauczaniem czteroletnim bo taka sama podstawa programowa jest realizowana w I klasie szkoły ponadgimnazjalnej.
3. Kształcimy ogólnie w ciągu 4 lat i nie jest to system efektywny.
4. Krótkie cykle nauczania i zmiana szkoły są przeszkodą do wzmocnienia wychowawczej roli szkoły.
5. Dzięki reformie dziecko w wieku 7-15 lat pozostanie w środowisku lokalnym, blisko rodziny.
Można się zadumać nad pewnością siebie p. Minister, bo przedstawione powyżej argumenty są fałszywe.
Jeśli nawet przyjąć, że zarzuty pod adresem polskiej edukacji zawarte w pierwszych trzech punktach są prawdziwe, to aby te problemy usunąć, wystarczy zmienić podstawę programową, a w żadnym razie nie trzeba likwidować gimnazjów.
Sprawa, o której mowa w punktach 4 i 5, przez niektórych ekspertów jest przedstawiana jako zaleta. Mówią oni bowiem np. tak (dr Maciej Jakubowski w rozmowie z Justyną Suchecką w Gazecie Wyborczej):
„Prof. Handke, który wprowadził gimnazja, mówi często, że wzorował się na reformach z 20-lecia międzywojennego. Ale zanim prof. Handke przyszedł do ministerstwa, już mówiono o tym, jak zmienić szkołę. Pomysły były właśnie takie, by wyrwać dzieci z tego samego środowiska. Żeby one nie były przez osiem lat w jednej szkole.
Po co?
- Dziecko musi mieć stawiane wyzwania, mieć zmienianą grupę społeczną. We Francji zmieniają ją właściwie co roku już od przedszkola. Mieszają dzieci, by nie były stygmatyzowane, przypisywane do konkretnych roli. Chodzi o to, by się uczyły prawdziwego życia, a w nim wszystko się szybko zmienia.”
Albo tak (prof. Witold Bobiński w innym artykule w GW):
„Skąd wziął się sukces gimnazjów? Jest niewątpliwie zasługą nauczycieli, którzy ten typ szkoły na swój sposób wymyślili i stworzyli, wypełniając go codzienną aktywnością. Ale ani nauczyciele, ani uczniowie nie mogliby się cieszyć z tych osiągnięć, gdyby nie zostali postawieni wobec czynnika o najwyższej (nie tylko w edukacji) sile motywującej do działania - wobec wyzwania. […]
Gimnazjalny sukces polskiej szkoły potwierdził w ten sposób słuszność współczesnych światowych rozpoznań na temat edukacji. Mówią one - jak pisze jeden z czołowych badaczy zjawiska uczenia się John Hattie, że właśnie wyzwanie stoi najwyżej w hierarchii okoliczności wspierających uzyskanie sukcesu edukacyjnego.
Mamy zatem wrócić do ośmioklasowej podstawówki. Uczyłem w niej i pamiętam nasze rozmowy w pokoju nauczycielskim na temat nieuchronnego mechanizmu regulującego stopień aktywności uczniów w poszczególnych klasach. Wszyscy narzekaliśmy na nasilające się od klasy szóstej oznaki postępującego braku motywacji i aktywności. Wszyscy to wiedzieliśmy – ośmioklasowa szkoła podstawowa trwała za długo! Brakowało w niej impulsu edukacyjnego, brakowało wyzwań – dla nauczycieli, dla pojedynczych uczniów i dla całych klas, często przenikniętych znudzeniem wieloletniego przebywania w tej samej konfiguracji osób. Kiedy przyszło gimnazjum, dało właśnie ów brakujący impuls, gwałtowny bodziec, który – powodując nieuchronne koszty – wynosił jednak uczniów ponad dotychczasowe poziomy.
Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, dlaczego tracimy tę wartość. Po co mamy odgrzewać starą, niewydolną edukacyjnie strukturę, która zachowała się głównie (w różnych wariantach) w Rosji, na Białorusi i na Ukrainie? Rządzący nie przedstawili żadnego przekonującego argumentu na rzecz swojego reformatorskiego pomysłu.”
I takie polemiki z wypowiedziami przedstawicieli ministerstwa można by mnożyć. Małe są jednak szanse, że one do nich dotrą. Ale może chociaż dotrą do tych, którym konsekwencje tych zmian grożą bezpośrednio. I może zechcą się jeszcze zmobilizować, żeby wyrazić swój sprzeciw.
Andrzej Dec