2016.11.28
Teraz osiedla wydzierają sobie środki z budżetu
Opinią prezesa Adama Węgrzyna rozpoczynamy prezentacje wypowiedzi dotyczących różnych skutków procesu rozszerzania Rzeszowa. Okazuje się, że zbyt euforyczne i jednostronne ukazywanie tego tematu, powoduje niezauważenie także niebezpieczeństw z tym związanych.
W dyskusjach medialnych i politycznych w Rzeszowie od lat i wciąż przewija się temat rozszerzania granic miasta. Temat ten i działania z nim związane stały się tak częste, że rzeszowianie powoli przyjmują je co roku jako coś tak oczywistego, jak śnieg w zimie i upał w lecie. Wielu z nich nasiąkło też jedną znaną tezę, którą potem sami często powtarzają: „Rzeszów musi się rozwijać i dlatego trzeba do miasta przyłączać wciąż nowe tereny”.
Tymczasem ta z pozoru oczywista teza ma także wiele argumentów przeciw sobie. Rozwój miasta przecież zazwyczaj nie polega na zwiększaniu ilości terenów, a przytłaczająca większość rozwijających się w Polsce i w świecie miast czyni to nie przez przyłączanie wiosek, tylko przez rozwój miejsc pracy, przez wzmacnianie dochodów ze swojej produkcji i usług, przez rozwój kulturalny i społeczny, oraz przez tym podobne zabiegi.
Chcielibyśmy przedstawić opinie różnych osób z dziedziny budownictwa, zarządzania, handlu nieruchomościami itp., którzy pomogliby nam pełniej zrozumieć procesy zachodzące obecnie w Rzeszowie.
Pierwsza z opinii jest autorstwa Adama Węgrzyna, prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej „Projektant” budującej zespoły zabudowy wielorodzinnej na osiedlach Kotuli i Przybyszówka. Opinia powstała na potrzeby analizy procesu rozszerzania miasta przygotowywanej przez Komisję Gospodarki Przestrzennej Rady Miasta Rzeszowa. Prezes Węgrzyn został poproszony o podzielenie się swoimi głównymi przemyśleniami na temat rozwoju terytorialnego miasta, które teraz mają się stać podstawą wymiany opinii pomiędzy radnymi, a różnymi ekspertami na temat podejścia do dalszego rozszerzania miasta.
TWiNN
Adam Węgrzyn Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Projektant”:
Rozszerzenie granic Rzeszowa było miastu bardzo potrzebne, ale z biegiem czasu trzeba teraz na nowo oceniać sytuację. Co do metody, to nie wiem, czy rozszerzenia nie powinno się robić z większym namysłem.
Mówiąc trochę w uproszczeniu, to na razie Rzeszów rozrasta się w wielu miejscach rolniczo. Teraz granice sięgają aż do Lubenii, ale to głównie pola. A przecież jeśli ma się tam budować zabudowa miejska, to trzeba brać pod uwagę koszty uzbrojenia tego terenu. A z kolei jeśli budownictwo będzie rozrastało się tak daleko od centrum, to koszty budowy infrastruktury będą coraz trudniejsze do udźwignięcia przez miasto.
Jeśli co roku, czy co parę lat, znowu będziemy przyłączali do Rzeszowa nowe pola, to w takim tempie miasto nie będzie w stanie wydać aż tyle pieniędzy aby przystosować te tereny. Dlatego od dawna potrzebna była jakaś strategia, jakiś plan na rozwój miasta. Określić, gdzie będą budowane osiedla, gdzie ma być zieleń itp. Dopiero wtedy jest sens myśleć o przyłączaniu.
A już na pewno nie powinno się rwać terenów z każdej strony gdzie popadnie i tak budować miasto. Trzeba określić kierunki rozwoju i przemyśleć, jak miasto w przyszłości ma wyglądać, także pod względem granic, a dopiero potem to realizować.
To co powiem, może być niepopularne, ale uważam, że na ten moment chyba dalej już nie ma potrzeby poszerzać miasta. Pod nowe budownictwo jest już wystarczająco dużo terenów, natomiast nikt nie zrobił bilansu, jakie teraz miasto musi ponieść koszty, aby uzbroić te tereny. To nie jest głos przeciw rozwojowi, ale żeby skutecznie gospodarować miastem.
Weźmy choćby to, jak obecnie mieszkańcy poszczególnych osiedli starają się o różne remonty dróg, chodników, oświetlenia, czy budowę domów kultury. Teraz różne osiedla i rady osiedlowe walczą o środki na realizację różnych potrzeb i komu uda się wydrzeć z budżetu jakieś fundusze, to wtedy realizują swoje potrzeby. Ale przecież budżet miasta zaspokaja tylko część z nich, inne osiedla czasami dużo nie wywalczą i potem muszą na nowo wnioskować. Takie wydzieranie funduszy pewnie dla nikogo nie jest przyjemne, ale to skutek tego, że teraz miasto nie wszędzie może jednakowo dawać środki.