2016.11.07
Eksperci i organizacje o reformie edukacji
To jest, przynajmniej w części, polemika z tekstem p. Grażyny Szaramy zatytułowanym „Proste prawdy o potrzebie zmian w szkolnictwie”. W części, bo nie mam przecież wątpliwości, że istnieją w polskiej oświacie problemy wymagające rozwiązania, a więc jest potrzeba zmian. Tyle tylko, że z tej konstatacji absolutnie nie wynika konieczność likwidacji gimnazjów, ani dokonywania zmian o charakterze rewolucyjnym.
Zmiany w oświacie powinny być robione stopniowo, z namysłem i, jak to mówiła przed 7 laty, wówczas pani poseł, Anna Zalewska - ponad podziałami politycznymi. Tymczasem w pośpiechu przygotowywana reforma przyniesie głównie chaos i marnotrawstwo sił i środków. Ponieważ w tej reformie likwidacja gimnazjów spowoduje najwięcej problemów, to głównie o tym będzie ten tekst.
Zacząć muszę od smutnego stwierdzenia, że p. Szarama chyba słabo przeczytała mój artykuł, albo nie uznała go za godny polemiki, bo nie odniosła się w ogóle do tego, co napisałem, albo przytoczyłem, tylko powtórzyła argumenty szeroko już kolportowane przez otoczenie p. Minister Zalewskiej. Pomimo tego, że przywołałem opinie ekspertów ewidentnie kwestionujące te argumenty, to nie dowiedzieliśmy się z tego tekstu, dlaczego one nie zasługują na uwzględnienie. Mimo obawy, że i to moje pisanie podzieli los poprzedniego, spróbuję przedstawić kolejne argumenty w nadziei, że dotrą przynajmniej do innych czytelników tego portalu, bo sprawa jest zbyt dużej wagi, aby ją tak łatwo „odpuścić”.
Nie jestem ani pedagogiem, ani nauczycielem, więc swoje opinie o szykowanej zmianie opieram na wypowiedziach ekspertów, dlatego ten, z konieczności długi, artykuł będzie się w dużej części składał z cytatów i odnośników. Uzupełnię je własnymi obserwacjami dotyczącymi sposobu argumentowania i wdrażania zamierzonych zmian.
Na początek polecę czytelnikom list protestacyjny kilkudziesięciu uznanych naukowców, związanych głównie z Instytutem Badań Edukacyjnych. Wraz z listą sygnatariuszy można go znaleźć na blogu prof. Bogusława Śliwerskiego w załączonym linku (1).
Dr Maciej Jakubowski, inicjator tej akcji, mówi o tym liście tak: „To niemal wszystkie osoby w Polsce, które prowadzą badania empiryczne o edukacji. I są na tej liście autorzy chyba wszystkich badań, na które powołuje się minister Zalewska. W tym liście prosimy o zastanowienie, spojrzenie na badania, bo one mówią coś innego niż pani minister. One mówią, że gimnazja się udały.”
Oprócz wspomnianych wyżej ekspertów sprzeciw wobec reformy sformułowali także:
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN (2);
Rzecznik Praw Dziecka - Marek Michalak (3);
Poloniści, językoznawcy – literaturoznawcy, w tym autorzy dotychczasowych podręczników i programów szkolnych, doradcy metodyczni – itp. (4);
Polskie Towarzystwo Pedagogiczne (5);
Związek Nauczycielstwa Polskiego (6);
Samorządowcy i ich korporacje (7);
Federacje Stowarzyszeń Nauczycielskich (8);
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty (9);
Grażyna Szarama pisze, że to źle, iż dzieci są po 6 latach wyrywane z grupy, do której się przyzwyczaiły, i wobec takiej perspektywy pod koniec „nie skupiają się na przyjmowaniu bodźców wychowawczych”. Ale w żaden sposób nie odnosi się mojego w poprzednim tekście cytatu z dr Macieja Jakubowskiego, który twierdzi coś dokładnie odwrotnego.
„Obecny system kształcenia wbrew oczekiwaniom nie przyniósł podwyższenia poziomu edukacji, lecz jego obniżenie” – pisze dalej Grażyna Szarama i jako jedyny argument podaje, że „poziom przygotowania uczniów szkół ponadgimnazjalnych do nauki na studiach wyższych jest znacznie niższy niż dawniej”. Szkopuł w tym, że to jest oczywistość, tylko że ona nie jest skutkiem wprowadzenia gimnazjów, czy słabej jakości nauczania w liceach, a wynika ze zwykłej statystyki. Dzisiaj na studia idzie prawie połowa populacji i siłą rzeczy, kiedy selekcja jest niewielka, albo żadna, to średnia jakość musi być niższa. Myślę, że dobrym przyczynkiem do tego wątku jest opinia prof. Mirosława Handkego: „Uczelnie, które narzekają na kandydatów zdających na studia doskonale wiedzą, że przyjmują ludzi z niskimi wynikami na maturze. Nie dokonują selekcji, bo ważna jest liczba studentów. Moja AGH ustawia poprzeczkę punktową wysoko. Szkolnictwo wyższe nie chce szukać problemów w sobie, łatwiej zwalić winy na wcześniejszy etap kształcenia.” Od siebie dodam, że podobne zjawisko spychotechniki można zaobserwować w przypadku szkół ponadgimnazjalnych, gdzie chętnie się narzeka na jakość kształcenia w gimnazjach.
Przejawem tej postawy jest ukute przez zwolenników reformy, a powtarzane przez Grażynę Szaramę stwierdzenie: „W I klasie liceum kontynuowana jest edukacja gimnazjalna.”. Zapytam więc, co to w ogóle znaczy? Kontynuujemy w liceum edukację gimnazjalną, bo gimnazjum nie zdążyło przerobić materiału, czy może raczej, zgodnie z zarysowaną wyżej metodą spychotechniki, szukamy sobie łatwych usprawiedliwień.
Załóżmy jednak na chwilę, że gimnazjum nie daje rady, bo materiał jest zbyt obszerny i program przeznaczony dla gimnazjum nie da się zrealizować w ciągu 3 lat. No to wówczas trzeba go zwyczajnie ograniczyć, część wykreślając, albo przesuwając do liceum. A może w ogóle suma tego, czego chcemy nasze młode pokolenie nauczyć, jest zbyt duża. Bez względu na to, jak jest w rzeczywistości, nie jest to żaden argument za wylewaniem dziecka z kąpielą, czyli likwidacją gimnazjów. Trzeba tylko staranniej przyglądnąć się programom, oszacować bilans czasu uczniów w poszczególnych typach szkół i to poprawić. Pamiętając, że zadanie nie będzie łatwe, bo przedstawiciele każdej dyscypliny będą przekonywać, że ich przedmiot powinien mieć więcej godzin do dyspozycji.
Następne, także wielokrotnie publicznie powtarzane, sformułowanie jest równie zdumiewające. „Natomiast kolejne 1,5 roku [liceum] można nazwać „kursem przygotowawczym” do egzaminu maturalnego.” Domyślać się można, że to miała być dyskredytacja obecnego liceum, a wyszła obelga pod adresem szkół i nauczycieli. No i pytanie: a jak wydłużymy liceum, to zdaniem zwolenników reformy takiego kursu już nie będzie? Przecież, jeśli tak rzeczywiście jest i uznajemy to za wadę, to trzeba ją usunąć, ale to nie oznacza konieczności likwidacji gimnazjów.
To jest jednocześnie fundamentalne pytanie o cel kształcenia: chcemy przekazać wiedzę, czy osiągnąć jak najlepsze wyniki na egzaminach, czy testach przejściowych, końcowych, wstępnych, czy jakichkolwiek innych. Odpowiedź wydaje się oczywista, ale przecież jakaś weryfikacja osiągnięć uczniów czy szkół musi być. Jeśli zaś uznajemy, że balans pomiędzy nauczeniem a przygotowaniem do egzaminów został zachwiany, to go zmieńmy. Ograniczmy znaczenie testów, znajdźmy inne sposoby weryfikacji jakości. Ponieważ ten problem, jeśli rzeczywiście występuje, może dotyczyć wszystkich poziomów szkół, to to również nie jest argument za likwidacją gimnazjów.
O jakości edukacji p. Szarama pisze jeszcze tak: „Co prawda ostatnio znacząco podniosła się zdawalność testów gimnazjalnych, ale okazało się, że powodem są zabiegi bardziej techniczne niż edukacyjne. Po prostu nauczyciele i młodzież w większym stopniu opanowali sposób pracy nad testami”. I z tym jestem skłonny się po części zgodzić, chociaż nie wiem jak „się okazało”. Kto to zbadał i jak. Jednak następne stwierdzenie: „co jednak nie ma nic wspólnego z lepszym opanowaniem zawartości programów edukacyjnych” jest oczywiście grubo przesadzone. Myślę, że wpływ na poprawę wyników dałoby się po równo podzielić na oba te czynniki. W każdym razie jednak gimnazja są naszym sukcesem, czego dowodzą m.in. słynne badania PISA, które wykazują gwałtowny wzrost poziomu wiedzy naszych piętnastolatków. Badania, które moja polemistka pomija milczeniem, a których wyniki są powodem zazdrości w wielu krajach, nie tylko europejskich. Choćby z powodów, o których pisze prof. Roman Dolata: „Gdy patrzymy na wyniki egzaminu gimnazjalnego, widać też, że dystans między wsią a miastem się nie pogłębia, a nawet odrobinę się zmniejszył. A mógłby się pogłębić, bo społeczna presja na dobrą edukację była przez lata w mieście większa niż na wsi. Rodzice z miast parli do tego, by szkoła ich dzieci dawała im jak najwięcej. Różnica między uczniami ze wsi i dużych miast istnieje cały czas, ale wcale nie jest taka wielka, a na wsi i w małych miastach ich wyniki są na tym samym poziomie.
Co oczywiście nie oznacza, że nie ma problemów. Na przykład w nauce języków obcych dystans między wsią a miastem jest większy. To powinno być jednym z priorytetów polityki oświatowej. Badania wykazują mnóstwo mankamentów. Tylko nie możemy winić naczynia za to, że w potrawie coś szwankuje.”
Ten sam wątek porusza także cytowany już dr Maciej Jakubowski, kiedy mówi: „Bez gimnazjów skrzywdzimy najsłabsze dzieci. Wygra na tym elita”. I dalej: „Węgierscy naukowcy zbadali długofalowe efekty reformy z 1999 roku w Polsce. Węgrzy nie zreformowali swojego systemu edukacji i obserwują znaczne nierówności związane ze zbyt wczesną selekcją do szkół zawodowych i ogólnych. Dlatego tak interesują ich polskie reformy. I wyszło im, że wprowadzenie w Polsce gimnazjów w 1999 r. zwiększyło szanse zatrudnienia dla najsłabiej wykształconych osób aż o 10 proc.”.
„Gimnazja okazały się sukcesem” mówi w „DO RZECZY” prof. Mirosław Handke, który reformę gimnazjalną przeprowadzał. Opowiada także o tym, jak to robił, o dużych pieniądzach, znacznie większej ilości czasu i świetnych współpracownikach, jakich miał do dyspozycji (Irena Dzierzgowska, Anna Radziwiłł). Dalszy fragment rozmowy, którą przeprowadziła Agnieszka Nowińska, wygląda tak:
„Dlaczego zatem nie poprawiał pan ośmioklasowej podstawówki, tylko zdecydował się na zmianę ustroju szkół?
- Z wielu względów, przede wszystkim dlatego, że rozwój psychofizyczny młodego człowieka ma swoje etapy. Uważam, zresztą tak jak większość pedagogów na świecie, że dzieci trzeba oddzielić od młodzieży. Optymalną granicą jest wiek 12-13 lat, kiedy dziecko zaczyna dojrzewać, jego psychika radykalnie się zmienia. Tę granicę wieku wykorzystuje jakieś 90 proc. krajów na świecie. Kraje, które maja ośmioletnie szkoły, to pojedyncze przypadki. W ustawie przyjętej w roku 1999 sugerowana była możliwość łączenia gimnazjów z liceami w zespoły szkół. Jednocześnie był kategoryczny zakaz tworzenia zespołów szkół: podstawówka i gimnazjum. Ten zapis zmieniła Krystyna Łybacka [szefowa MEN za rządów SLD – przyp. red.]. Gdyby pani Łykacka nie zniosła tego zakazu, to dzisiaj pani Zalewska nie likwidowałaby tak łatwo gimnazjów. Likwidacja to będzie nie tylko ogromny chaos, lecz także powrót tych samych problemów, jakie mieli np. moi synowie w ośmiolatce: pojawi się fala, dryblasy będą prześladować maluchy, uczniowie będą znużeni szkołą w ostatnich klasach. Tymczasem przejście do gimnazjum dowartościowało młodzież, która odczuwała to jako awans.
I pewnie przywoła pan profesor badania PISA.
- Dzięki nim dokładnie widać, jaki skok zrobili polscy uczniowie. Pani Zalewska powie, że nauczyliśmy ich rozwiązywać testy. Uważam, że określenie „test” nie jest tu właściwe, to są obiektywne badania, którymi można sprawdzić nie tylko wiedzę, lecz także wyobraźnię i sposób myślenia. Zresztą nie tylko w powszechnie uznawanych badaniach PISA mamy lepsze wyniki, w innych badaniach także. Dzięki wprowadzeniu gimnazjum mamy dziewięcio, a nie ośmioletnie obowiązkowe kształcenie ogólne. Ten dodatkowy rok to wartość sama w sobie, to dzięki niemu nasi uczniowie osiągają lepsze wyniki i jako o rok dojrzalsi podejmują decyzję o dalszej edukacji.”
A na koniec prof. Handke dodaje.
- Mnie jest żal, bo jestem zwolennikiem PiS i głosowałem na tę partię. Przez tę, moim zdaniem skazaną na porażkę, reformę PiS może stracić znaczną część swojego elektoratu.
I ta ostatnia okoliczność jest pośrednim dowodem na to, że nie chodzi mi o politykę. Bo cóż prostszego by było, jak machnąć ręką i czekać, aż – zgodnie z obawami prof. Handkego – reforma się wywróci.
Dlatego kiedy p. Szarama pisze: „uspokójmy emocje i odłóżmy antagonizmy polityczne”, to odpowiadam. Do odkładania antagonizmów politycznych nie trzeba mnie namawiać, chociaż nie mam złudzeń, że zarzut upolityczniania sprawy spotka mnie zawsze, kiedy będę krytykował działania PiS. Natomiast przyznać muszę, że trudno mi pozbyć się emocji, kiedy widzę, co wyprawia p. minister. Kiedy wmawia nam, że gimnazja się nie sprawdziły i przeprowadziła szerokie konsultacje społeczne, z których wynika konieczność ich likwidacji. Lub mówi, że polska szkoła wymaga gruntownej przebudowy i ona tę naszą edukację uzdrowi.
Andrzej Dec
Przypisy:
(1), albo tu: (1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)
(8)
(9)