2017.01.02
Kto kontroluje chaotyczne poszerzanie Rzeszowa?
Świlcza, Trzebownisko, czy Racławówka? Po 10 latach od pierwszego poszerzenia Rzeszowa władze miasta nadal po omacku planują powiększenie granic. Taka metoda „na ślepo” może doprowadzić do niekoniecznie najlepszych skutków.
Mamy koniec grudnia, a więc jak co roku w ratuszu prezydent Ferenc przystąpił do planowania dalszego poszerzania Rzeszowa. Tym razem zamysłem prezydenta jest przyłączenie do miasta, nie pierwszy raz zresztą, gminy Świlcza, gminy Krasne i dużej części gminy Trzebownisko. Oprócz nich prezydent chce przyłączyć jeszcze miejscowości Miłocin, Pogwizdów i część Racławówki.
Urzędnicy przygotowali przed świętami odpowiednie uchwały dla rady miasta, a prezydencka większość w radzie bez głębszej refleksji zagłosowała za ich przyjęciem. Tylko uchwałę dotyczącą gminy Krasne poparła niewystarczająca liczba radnych i miejscowość tą w przyszłym roku ominie procedura zbierania opinii mieszkańców o przyłączeniu do Rzeszowa.
Niestety, rzeszowianie tak już przyzwyczaili się do corocznych planów przesuwania granic, że nowe pomysły prezydenta nie wywołały ani refleksji, ani dyskusji, ani tym bardziej merytorycznej analizy – na ile są one realne i zasadne.
Koncepcja bez koncepcji
Już na pierwszy rzut oka widać brak myśli przewodniej zaplanowanych zmian. Przyłączyć mniejszą gminę Krasne na wschodzie ale za to z wielką ilością wysokiej jakości gleb uprawnych? Czy przyłączyć rozległą gminę Świlcza na zachodzie pokrytą w części łąkami i lasami? A może przyłączyć fragment gminy Trzebownisko z lotniskiem i bogatą strefą ekonomiczną? Czy też przyłączyć małe wioski z gmin Głogów i Boguchwała. Dla pełnego obrazu trzeba pamiętać, że w różnych konfiguracjach w poprzednich latach prezydent Ferenc już starał się o przyłączenie wszystkich tych miejscowości. Jak dotąd jego starania zakończyły się bezowocnie.
Niektóre osoby z samorządu lepiej znające prezydenta twierdzą, że w tej chwili nie chodzi mu już o jakąkolwiek koncepcję ale o zwycięstwo wizerunkowe. W sprawie poszerzania granic poniósł on w ostatnich latach kilka spektakularnych porażek i bardzo mu zależy, aby dopełnić swoją prezydenturę równie spektakularnym sukcesem; mniejsza o to, co będzie przyłączone.
Gdyby przeprowadzić wszystkie tegoroczne plany prezydenta, powierzchnia miasta wzrosłaby aż trzykrotnie (!), przy czym już obecnie Rzeszów ma olbrzymią ilość terenów niezurbanizowanych. Trudno zatem uzasadnić, jaki sens ma stworzenie takiego gigantycznego miejsko-wiejskiego obszaru. Jakość terenów, o które stara się teraz prezydent, jest dla rozwoju miasta bardzo różna i wydaje się, że zamiast zabiegać o nie wszystkie, władze miasta powinny się skoncentrować na terenach najbardziej perspektywicznych. Tym bardziej, że sygnalizowanie każdemu sąsiedniemu samorządowi chęci „wyrwania” mu jakiegoś terytorium od razu stwarza miastu konflikt, cementuje antyposzerzeniową koalicję wokół Rzeszowa i uniemożliwia w konsekwencji prezydentowi jego zabiegi.
W gminie Krasne prezydent Ferenc dopiero co przegrał referendum w sprawie przyłączenia gminy do Rzeszowa i przynajmniej to jedno dobre, że przyszłoroczne działania poszerzeniowe i kłótnie ominą ten teren. Na pozostałych terenach będą zbierane opinie mieszkańców – na niektórych powtórnie, a na niektórych nawet trzeci raz – tyle razy prezydent w poprzednich latach wszczynał już tam podobną procedurę.
Jakie są możliwe scenariusze?
Dla miasta najbardziej korzystne byłoby przyłączenie miejscowości Nowa Wieś, Zaczernie i Jasionka z gminy Trzebownisko. Tam jest lotnisko i rozwijające się tereny przemysłowe. Cóż z tego, jeśli dotychczasowe działania prezydenta Ferenca tylko umocniły determinację władz tej gminy, aby nie oddać Rzeszowowi ani jednej wioski. Widoczne jest, że prezydent miasta występując z pozycji siły raczej szkodzi sprawie, bo także mieszkańcy tej bogatej gminy mobilizują się w obronie swoich lokalnych interesów. Podobnie zdeterminowani do obrony swoich wiosek są burmistrzowie Głogowa i Boguchwały. A wiadomo, że rada ministrów nie zgodzi się na przesunięcie granic administracyjnych bez zgody mieszkańców i władz zainteresowanej gminy.
Paradoksalnie największe szanse na przyłączenie do Rzeszowa może mieć tym razem gmina Świlcza. Władze tej gminy w poprzednim roku nie zdecydowały się na zablokowanie przyłączenia do Rzeszowa niewielkiej wioski Bzianka. Czy tym razem zajmą podobnie wycofaną postawę? Gdyby tak się stało i zapadłą pozytywna decyzja mieszkańców oraz władz gminy, to według zapowiedzi premier Szydło także rada ministrów zatwierdzi zmianę granic. Wtedy Rzeszów zyska olbrzymie terytoria prawie po Sędziszów Małopolski i przedpola Kolbuszowej. Tylko, że będzie to pyrrusowe zwycięstwo, bo jak do tej pory żadne poważne analizy merytoryczne nie wskazywały, aby terytoria gminy Świlcza były potrzebne Rzeszowowi do rozwoju. Będą za to generowały poważne koszty przystosowania do funkcjonowania w ramach miasta.
Mieszkańcy wiedzą lepiej?
Myśląc o dalszym poszerzeniu Rzeszowa trzeba wrócić do źródeł i dokonać analizy merytorycznej oceniając czynniki geograficzne, demograficzne, ekonomiczne i przestrzenne planowanych do przyłączenia terenów. To coraz częściej spotykana opinia wśród ekspertów zajmujących się rozwojem miasta.
Ale czy obecnie ktoś jest w stanie i czy chce kontrolować chaotyczne poszerzanie Rzeszowa? Chętnych chyba brak. W dyskusji nad procesem poszerzania Rzeszowa zauważamy bowiem ciekawe zjawisko. Otóż wymienione czynniki planistyczne, czyli te, które powinny decydować o tym, jak zaprojektować rozwój miasta, wyraźnie zeszły na plan drugi. W to miejsce natomiast coraz bardziej absolutyzuje się tzw. „wolę mieszkańców”. Dotyczy to zarówno przedstawicieli prezydenta Ferenca, jak i wszystkich pozostałych ośrodków politycznych.
Tymczasem opinia mieszkańców zawsze była tylko jednym z czynników decydującym o zasadności zmiany granic. Równie ważnymi czynnikami, a nawet w pewnych sytuacjach ważniejszymi, są przecież przesłanki merytoryczne. A w Rzeszowie od dłuższego czasu prawie nie bierze się ich pod uwagę w dyskusji publicznej. Odnoszę nawet wrażenie, że politycy wszelkich opcji boją się o nich mówić, aby nie narazić się na zarzut, że nie słuchają głosu wyborców. Ale czy słusznie? Zasad planistycznych i możliwego zasięgu miasta nie powinno się w całości uzależniać od chwilowej popularności danego pomysłu wśród mieszkańców. W ten sposób miasto może zyskać tereny o wątpliwym walorze rozwojowym, a tracić szanse na zyskanie tych terenów, które są mu naprawdę potrzebne. Mapa granic Rzeszowa nie powinna powstawać w chaotyczny sposób jako wypadkowa „vox populi”.
Proces rozszerzania Rzeszowa zabrnął już w taki zaułek, że wymaga przynajmniej chwilowego wstrzymania. Gdy ostudzi się emocje granicznych konfliktów, odstąpi od siłowych zabiegów władz miasta, wtedy będzie można stworzyć warunki dla rzeczowej analizy. Dopiero potem z wielkim spokojem i cierpliwością powinno się przedstawić wnioski opinii publicznej i w dialogu różnych środowisk doprowadzi do ostatecznej i jednorazowej korekty granic Rzeszowa.
Wojciech Młocki