1

(3 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

@Ola następny odcinek za 2 tygodnie, będzie i wpadka!
@izbowa To zależy od modelu biznesu:) Zapraszam na manufakturamoniki.pl, zobaczysz sama, jak to wygląda; nie szyję wszystkiego, co popadnie, mam swoje zasady, wybór form, tkanin, stylu... czasem się zastanawiam nad zmniejszeniem oferty, ale wtedy stwierdzam, że znudziłabym się, szyjąc tylko jeden rodzaj produktów. A jak mnie życie poprowadzi i jak będzie wyglądał rynek za rok, za dwa, to się dopiero okaże - staram sie na bieżąco reagować na potrzeby Klientów. Na razie dobrze jest tak, jak jest!
Monika
manufakturamoniki.pl

2

(13 odpowiedzi, napisanych OBLICZE MIASTA)

Ja za to ostatnio obserwuję pozytywne zjawisko- upowszechnienie czytników ebooków, choćby firmy Kindle. Czyta się z tego jak z książki, ekran nie świeci, jest matowy, etc., a wszędzie można zabrać, czytać w kolejce, w autobusie- wygodne to, lekkie, a tyle różnych pozycji pomieści:) Mój znajomy odkąd ma Kindle'a zaczął więcej czytać- ściąga z Internetu literaturę, etc., i wolnych chwilach sięga do Kindle'a.
Paradoksalnie- technologia promuje powrót do książek, wprawdzie w innej formie, ale książka to ksiązka;)

3

(4 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

@ jagienka.prima: w tekście nie chodzi mi o rozpacz w sensie depresji, ale o rozpacz jako "rozpaczanie się", czemu służył początkowy wywód językowy:) Rozpaczanie się zachodzi wtedy, kiedy ja nie pasuję do moich (dotychczasowych?) ram. Jeśli natomiast moje powołanie pochodzi nie od Boga, ale np. od drugiego człowieka, on mi je jakoś wyznacza, to faktycznie "mamy problem", kiedy jego zabraknie. I nie chodzi mi tu o trywializowanie czyjejś śmierci, ale  trzeba ja umieścić w perspektywie zarysowanego problemu.  Z drugiej strony, jak powie Levinas- moja relacja z drugim nie kończy się po jego śmierci, więź została zawiązana, ona trwa nadal. Więc może problem jest pozorny?:)

W takim sensie każda myśl filozoficzna może wieść na manowce;) Ja zaproponowałam akurat w tym miejscu, aby potraktować tezę "Bóg umarł" jako postulat etyczny, a nie metafizyczny o nieistnieniu Boga, co nie znaczy, że nie można tej kwestii też rozważać metafizycznie. Są interpretacje, gdzie mówi się, że Nietzsche wcale nie zarzucił wiary w Boga; są takie, które mówią, że zarzucił. Postulat Bóg umarł" miał sprawić, że to ludzie wezmą odpowiedzialność za ten świat- w tym sensie konsekwencje tego postulatu są rzeczywiście ogromne, nawet w kwestii tworzenia prawa, jak zauważasz.  Prawa, które ma wzywać do troski o świat (choć sam Nietzsche był daleki od ustanawiania jakichkolwiek praw ogólnych, trzeba to podkreślić). Pozdrawiam:)

5

(20 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

To właśnie miałam na myśli- że zaufanie wiąże się z ryzykiem, ale nie sprowadza się do niego:) Swoją drogą, to faktycznie osobliwe zjawisko.

6

(20 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

jagienka.prima napisał/a:

Ja bym "ryzyko" zamieniła na "zaufanie"... Czy można oba te słowa wyjątkowo nazwać synonimicznymi...?

Ja postrzegam to tak, że zaufanie jest ryzykiem- zaufanie wierze, drugiemu człowiekowi- bo  oddajesz się komuś w jego ręce i to od niego tylko zależy, co z Twoim zaufaniem zrobi:) A wiadomo, jak kończy się ufanie niewłaściwym osobom... Przy czym Bóg jest tu szczególną Osobą, więc i przypadek jest nieco inny;) Zdecydowanie się na zaufanie to pokazanie, że wierzę komuś mimo ryzyka, że może mnie zranić.

7

(20 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

jagienka.prima napisał/a:

Ten tzw. "Zakład [lub gra] Pascala" jest mi znany od dawna... I nie wiem czy na bazie tegoż, czy w oparciu o jakąś własną intuicję wierzę... Ale nie robię tego tylko dlatego, żeby jakoś się uspokoić czy pokazać, że dokonałam wyboru... Nie... Ja wierzę, dla wiary... Jest to bowiem dla mnie coś tak naturalnego jak oddychanie... Modlitwa..? Codzienność... Pismo Święte..? Obecne... Eucharystia...? Regularnie... Dlatego osobiście nie odczuwam ciężaru tego wyboru... Moja wiara wtopiona jest we mnie i moje życie... Chyba bym czuła się bardzo ograbiona, gdybym wierzyć nie mogła... Czy jestem tzw. "katolem", który zamiast mózgu ma sieczkę...? Nie podejrzewam... Ale jeśli czyjś poziom nakaże tak mnie nazwać, to nie mój problem... Ja się odnajduję w tym w co wierzę... I dobrze mi z tym... A także bezpieczniej i jakoś tak spokojnie... I może oto chodzi...? Nie wiem... To każdy myślę, musi rozsądzić sam...

Kiedyś musiałaś dokonać tego wyboru, aby Twoja wiara była świadoma- takie stwierdzenie byłoby zgodne z myślą Pascala. Sam był osobą bardzo wierzącą; zakład miał w pewnym sensie poruszyć innych, aby na tę wiarę się zdecydowali, aby spróbowali, podjęli ryzyko:) Pozdrawiam:)

8

(20 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

Andrzej.Dec napisał/a:

całe ludzkie życie to hazard. Codziennie wszak dokonujemy wyborów i podejmujemy decyzje, mając raz więcej, a częściej mniej przesłanek, żeby rozsądzić dobrze (pomijam tu to, czy zawsze wiemy, co znaczy "dobrze"). Dlatego zastosowanie tego słowa w tym kontekście wydaje mi się być nadużyciem. Ono po prostu trochę co innego znaczy.


Dlaczego posługuję się słowem "hazard"? Ponieważ wybór sposobu życia (wierzę/nie wierzę w tym wypadku) jest o niebo trudniejszy, a i ryzyko jest większe, niż w czynach, na jakie decydujemy się codziennie. Jasne, że i dzień w dzień zmagamy się z trudem podjęcia decyzji, zdecydowaniem się na coś; jednak bez uprzedniego zadecydowania o sposobie życia, takie pojedyncze decyzje nie mają sensu, bo nie mają podstawy. Stąd hazard, ze względu na konsekwencje decyzji dotyczące całego naszego życia:)

PS. Temat wyborów pojedynczych zostawiam na inną okazję;) Wtedy rozwinę paska myśl, że całe nasze życie to hazard:)

9

(20 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

Hyginus napisał/a:

Wpływ uznania wagi zakładu Pascala na życie współczesnego człowieka wcale nie będzie tak doniosły. Nawet w naszym, jakże zaangażowanym w sprawy wiary, narodzie mało kto przywiązuje znaczenie do treści niesionych przez wyznawaną wiarę w życiu codziennym. A dla polskich katolików przypominających sobie o kościele z okazji niedzielnej mszy, odbębnianej jako jeden z rytuałów, bez większego zaangażowania, kwestie racjonalności wyborów dotyczących życia wiecznego pozostają daleko w tyle za plotkami na temat majątku (i prowadzenia się) sąsiadów, za narzekaniem na sytuację ekonomiczną i piętnowaniem nieporadności polityków.
Temat ciekawy dla kogoś, dla kogo religia, i eschatologia, to coś więcej niż bezmyślne trajkotanie zdrowasiek. Czyli dla niewielu Polaków, niestety...

Pascala nie interesuje życie "polskich katolików" pojętych jako bliżej nieokreślony zbiór ludzi, jego interesuje życie pojedynczego człowieka, z podkreśleniem pojedynczego:). I chodzi tu o podstawowy wybór sposobu życia, który każdy,jeśli chce żyć świadomie, musi dokonać. A jeśli ktoś w takim wyborze kieruje się plotkami, to już jego problem;)
Btw. w myśli Pascala pojawia się też postulat "wiary przez automat", tj, stwierdzenie, że dopiero kiedy człowiek zdobędzie się na jakieś rytuały, może przejść na wyższy poziom wiary. Mówiąc prościej: dopóki się nie zacznę modlić, to nie zacznę rozmawiać z Bogiem, więc jak się moja wiara ma rozwijać? Postulat oczywiście problematyczny, ale czasem trafia w nasze intuicje, jeśli tę sprawę przemyśleć:)

10

(6 odpowiedzi, napisanych Felietony przy kawie)

Nie rozumiem oburzenia autora tekstu na pewne sformułowania, które obecnie funkcjonują w języku. Szczególnie zastanawiająca jest niechęć do -Bogu ducha winnego- "pozdrawiam". To słowo stało się obecnie taką instytucją językową jak "dzień dobry", "do widzenia", etc., tj. umożliwia takie funkcjonowanie z innymi ludźmi w świecie, które będzie uprzejme i grzeczne. Używa się go np. w bardziej formalnej korespondencji mailowej, co szczerze mówiąc dla mnie jest ogromnym ułatwieniem- kiedy piszę maila do profesora z Uczelni nie muszę się zastanawiać, jak wypada zakończyć wypowiedź; "pozdrawiam" jest właśnie tym, co wypada.
Tak więc- pozdrawiam:)