2017.01.11
Takie rzeczy odtąd będą w Święta co rok
Zwyczaje Polaków zmieniają się w bardzo szybkim tempie. Ostatnie Święta przytłoczyły zmianami. I wcale nie chodzi o ekscesy polityków okupujących mównicę sejmowa w tym czasie, ale o obraz Świąt w Rzeszowie – na ulicach i w domach.
Mija już połowa stycznia, a ja wciąż nie mogę pozbyć się dziwnego uczucia po końcówce roku. Czy tym razem była ona naprawdę wyjątkowa? Zwłaszcza okres świąt odbiegał od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni – świątecznej atmosfery i radosnego zamieszania, które zawsze kojarzy się pozytywnie.
Choć już na początku listopada pojawiły się w mediach rozmowy na temat świątecznych porządków i prezentów – znaczne wcześniej niż zwykle, to jednak w naszym mieście ta świąteczna atmosfera jakoś nie udzieliła się mieszkańcom. Wszyscy jak w ukropie załatwiali sprawy, ale nie było w tym nic radosnego, raczej gonitwa w rozwiązywaniu bieżących kłopotów i praca zawodowa. Nie zauważyłam zmiany nawet tuż przed świętami. Tradycyjnie rozwieszone przez miasto iluminacje same świąt nie uczynią. Reklamy też w kółko zachęcały do kupowania konkretnych towarów, żadnej przerwy na choćby przypomnienie o świętach. Czy ktoś z Was widział w Rzeszowie Mikołaja?
Ruch w sklepach może i był, ale jakoś mniej było ozdób, mikołajów i tego wszystkiego, co kojarzy się z tym okresem. W cukierniach, a nawet knajpkach można było zamawiać świąteczne smakołyki, mimo to zainteresowanie nimi było jakby mniejsze niż zazwyczaj, a już kilka dni przed świętami nie było nowych dostaw takich towarów. Za to w marketach widać było tłumy ludzi kupujących jedzenie, ubrania, garnki. Szał zakupów, tyle że niezbyt związany ze świętami. Czyżby efekt 500+? Nic dziwnego, że sondaże przewidywały rekordowe sumy wydawane na „święta”.
Sam przebieg świąt również jakoś nie był w tym roku przesiąknięty atmosferą świąteczną. Na ulicy czy na osiedlu nie zauważyłam tego co zwykle, ludzi pozdrawiających się, zapachów na korytarzu od pieczonych ciast, o kolędnikach już nie wspomnę, bo ta tradycja od dłuższego czasu już wygasała. W Wigilię zaledwie w kilku (!) oknach w bloku zauważyłam świecące się światło. Choć pogoda w tym roku dopisała, nie zachęciło to mieszkańców do cieszenia się nią. Był śnieg, za którym tak tęskniło się w tym okresie, przy czym nie było zbyt zimno – pogoda wymarzona na rodzinne spacery. Mimo to na parkowych alejkach przy osiedlu, a nawet na ulicach śródmieścia – pusto.
Nawet do śpiewania w tym roku nie było wielu chętnych. Kiedyś zwłaszcza w Sylwestra, gdy ludzie wieczorami i nocą wracali do domów, można było słyszeć wesołe przyśpiewki. W tym roku nic, cisza. Kilku chwiejących się mężczyzn minęłam z rana w Nowy Rok. Kolęd też prawie nikt już nie śpiewa. Raz tylko dzieci urządziły sztafetę jasełkową po klatce schodowej, ale śpiewanie kiepsko im szło, na stroje też się nie wysiliły. Dorośli też mniej się starają. Jeszcze w poprzednim roku widziałam balkony przystrojone światełkami, czasem lśniącymi w słońcu ozdobami. Tym razem, o zgrozo, trudno było mi wypatrzeć w oknach nawet świecącą się choinkę.
Widocznie gwałtownie zmienił się styl życia Polaków. Coraz mniej czasu spędzamy w domu – i to niekoniecznie w związku z pracą. Widać to choćby po liczbie powstających restauracji i barów. Spacerując zauważyłam, że w czasie świąt, a nawet w Wigilię w większość miejsc gastronomicznych był dużo ludzi. Inni po prostu wyjeżdżają w tym okresie jak na wakacje, byle dalej od miejsca rodzinnego. Widać to po obłożeniu miejsc hotelowych w takich miejscowościach jak Zakopane czy Krynica.
Jedyne co się nie zmieniło w okresie świątecznym to wystrzały petard – tutaj mamy niezmordowanych wielbicieli huków, przez cały okres świąteczny i noworoczny można się nasłuchać. I choć teoretycznie nie wolno strzelać, dzieci każdego roku starają się głośno zaznaczyć swoje obchodzenie świąt.
Ale prawdziwa tradycja staje się coraz słabsza. Kolęd prawie już się nie śpiewa, święta tracą swoją wymowę, ludzie coraz mniej potrzebują z tego okresu uczynić wyjątkowy czas w roku. Po prostu dni wolne.
Smutno jakoś się zrobiło…
MADA