Odp: Bezczelna kradzież myśli i nazwiska filozofa
Tutaj możesz wyrazić swoją opinię na temat tego artykułu.
$ip = ''; if (isset($_SERVER['HTTP_X_FORWARDED_FOR'])){ $ip = $_SERVER['HTTP_X_FORWARDED_FOR']; } else { $ip=$_SERVER["REMOTE_ADDR"]; } ?>
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Strony 1
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Tutaj możesz wyrazić swoją opinię na temat tego artykułu.
Uświadomienie sobie czy Bóg istnieje czy też nie, ma jednak poważne konsekwencje dla dalszego ludzkiego postępowania. Przede wszystkim determinuje metodę kształtowania prawa. Czy prawo jest odzwierciedleniem jakiejś ponadczasowej siły wyższej i wynikających z niej zasad, czy jest tylko umową społeczną ludzi którzy to prawo ustalają. Różnica jest kolosalna. Więc obawiam sie że myśl Nietschego tak czy inaczej może wieść na manowce.
W takim sensie każda myśl filozoficzna może wieść na manowce;) Ja zaproponowałam akurat w tym miejscu, aby potraktować tezę "Bóg umarł" jako postulat etyczny, a nie metafizyczny o nieistnieniu Boga, co nie znaczy, że nie można tej kwestii też rozważać metafizycznie. Są interpretacje, gdzie mówi się, że Nietzsche wcale nie zarzucił wiary w Boga; są takie, które mówią, że zarzucił. Postulat Bóg umarł" miał sprawić, że to ludzie wezmą odpowiedzialność za ten świat- w tym sensie konsekwencje tego postulatu są rzeczywiście ogromne, nawet w kwestii tworzenia prawa, jak zauważasz. Prawa, które ma wzywać do troski o świat (choć sam Nietzsche był daleki od ustanawiania jakichkolwiek praw ogólnych, trzeba to podkreślić). Pozdrawiam:)
Plato, po pierwsze, nie jest to kwestia "uświadomienia sobie", ale wiary lub jej braku w istnienie Boga.
Po drugie - dla kształtowania systemu prawnego ma to znaczenie tylko o tyle, o ile prawo funkcjonujące w obrębie danego społeczeństwa ujmuje w swym zakresie określone normy zachowań względem sacrum. Tutaj kłaniają się państwa wyznaniowe, zwłaszcza te, w których obowiązuje szariat.
To, czy prawo pochodzi od siły wyższej czy jest wynikiem umowy społecznej pozostaje najczęściej kwestią akademicką. W życiu takich społeczeństw jak nasze istotna jest treść prawa i sankcje, a nie źródło jego pochodzenia.
Zabójstwo czy kradzież będą piętnowane niezależnie od tego, czy uznajemy je za grzech i wykroczenie przeciw normom społecznym, czy tylko za to drugie.
Co więcej, nawet stricte "boskie" w swym pochodzeniu prawo - w naszym przypadku dekalog, jedynie w swej drobnej części dotyka sacrum, w ogromnej większość sankcjonując normy społeczne warunkujące sprawne funkcjonowanie danej grupy. W dekalogu właśnie (a raczej w jego obowiązującej aktualnie wersji) jedynie 3 pierwsze przykazania określają stosunek jednostki do sacrum, pozostałe stanowią zasady życia tejże jednostki w społeczeństwie. I ponownie - zupełnie nie ma tu znaczenia, czy zesłał je Bóg, czy wymyślił Mojżesz.
Mylisz się Hyginus i to wielokrotnie. Twój wpis był chyba dość pośpieszny bo nie udało się w nim uniknąć chaotyczności. Postarajmy się to więc nieco uporządkować.
1. Nie poruszam kwestii wiary w Boga ale kwestię uświadomienia sobie natury istnienia świata, w tym Boga. Innymi słowy nie rozważam tego na gruncie religii - kultury, ale na gruncie metafizyki - nauki filozoficznej (patrz też wpis amaserum).
2. Co do samego rozumienia prawa, to obawiam się, że patrzysz na to zjawisko tylko i wyłącznie przez pryzmat jego oświeceniowej koncepcji, prawdopodobnie zupełnie nie zdając sobie sprawy, że można (a nawet trzeba) myśleć inaczej. Otóż świat (a w tym i prawo) może być albo cały w koncepcji istnienia Boga (nazwijmy umownie - boski, teistyczny), albo cały w koncepcji braku Boga (nazwijmy umownie - laicki, ateistyczny). I do tego tak potrzebne jest to podstawowe założenie metafizyczne.
3. Piszesz że takie założenie ma znaczenie tylko dla spraw normujących zachowania względem sacrum. Otóż tu w ogóle nie chodzi o regulowanie prawem spraw sacrum, takich jak posty w piątek, przymus chodzenia do kościoła w dzień święty, oddawanie czci Najświętszemu Sakramentowi itp. (w tego typu rzeczach rzeczywiście celuje szariat). To założenie jest NIEZBĘDNE do czegoś znacznie ważniejszego: do określenia granic stanowienia prawa, praktycznie we wszystkich dziedzinach życia.
Spytasz co to ma wspólnego z istnieniem Boga?
Otóż, jeśli przyjmiemy koncepcję świata teistycznego, że Bóg istnieje, stworzył świat, nadał mu porządek rzeczy i wartości, to ustanawiając prawa, będziemy starali się (demokratyczna większość która to kodyfikuje) ten porządek wartości poszukiwać i w prawie odwzorowywać. I to niezależnie od kręgu kulturowego (wiary o której pisałeś), w którym to prawo jest tworzone. To wtedy mówimy właśnie o tzw. prawie naturalnym, którego w prawie stanowionym nie powinniśmy przekraczać.
Jeśli jednak przyjmiemy koncepcję świata ateistycznego, to prawo stanowione jest niczym innym jak jedynie umową społeczną powstałą przez wolę demokratycznej większości. Ponieważ demokratyczna większość jest tu instancją ostateczną, to ta demokratyczna większość nie musi się już zastanawiać nad słusznością stanowionego prawa w aspekcie innym niż tylko jej interes i wygoda.
Teraz dopiero możemy siąść do stołu i porozmawiać o stanowieniu prawa (i to wcale nie akademicko, jak pisałeś, ale zupełnie praktycznie) w takich dziedzinach jak wojna, posłuszeństwo władzy i prawo do nieposłuszeństwa, regulacje podatkowe, nacjonalizacja przedsiębiorstw, wydziedziczanie, prawo do aborcji, prawo do eutanazji, więzienie psychicznie chorych, eliminacji jednostek słabszych w społeczeństwie, bądź likwidowanie groźnych jednostek lub całych grup społecznych. Potrafisz to zrobić Higinus bez świadomego założenia pierwotnego?
Errare humanum est, Plato
Ale wracając do meritum - istotnie, brak czasu sprawia, że czasem dopuszczam nieco chaosu. Ale czy tylko ja?
1. Co do wiary a świadomości istnienia - Twój pierwszy wpis uzasadniał przez swoją wieloznaczność moje jego rozumienie. Niezależnie od stopnia abstrakcyjności rozumowania metafizycznego na gruncie logiki można stwierdzić, iż uświadomienie sobie istnienia Boga implikuje wiarę w to istnienie, a zatem - wiarę w Boga. Chyba, że jesteś w stanie uświadamiać sobie coś, w co nie wierzysz.
2. Nie jestem pewien, czy to ja wyłącznie patrzę na prawo przez pryzmat jego oświeconego pojmowania. Sam piszesz o prawie paradygmatu teistycznego, które wg Twoich słów jest kodyfikowane przez "demokratyczną większość", "niezależnie od kręgu kulturowego (wiary o której pisałeś), w którym to prawo jest tworzone". Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie rozwoju prawa, jak i kultur, żeby wiedzieć, że demokratyczna większość nie stanowiła prawa z znacznej większości historycznych społeczności, było to najczęściej raczej domeną kapłanów, arystokracji, monarchów.
Poza tym pisząc o świecie teistycznym przeciwstawionym ateistycznemu sam potwierdzasz to, co pisałem o akademickości Twoich rozważań. Świat człowieka i jego kultury to nie jest nigdy świat typów idealnych, i rozróżnienie takie (chociaż uzasadnione teoretycznie na oderwanym od rzeczywistości gruncie abstrakcyjnej metafizyki) jest sztuczne. Tu właśnie Ty się mylisz, ponieważ nie rozumiesz tego, że ja problem staram się rozpatrywać przez pryzmat nauk społecznych, a nie czynię z niego nic nie wnoszącej filozoficznej szermierki pustą nomenklaturą.
3. I znów - poruszasz się w (nie)rzeczywistości typów idealnych. Zdaję sobie sprawę (chociaż dziękuję za trud tłumaczenia) z teoretycznym implikacji przyjęcia teoretycznie możliwych modeli, o jaki piszesz. Natomiast podobnie jak uprzednio - piszę o tym, jak uświadomienie sobie istnienia Boga, lub brak tego uświadomienia (korzystając z Twojej nomenklatury, ja nadal pisałbym - wiara lub brak wiary) wpływa na kreowanie norm prawnych w danej społeczności.
Piszesz o koncepcji teistycznej i ateistycznej świata, a mi przypomina się od razu ojciec nauki, której wychowankiem jestem, August Comte, i jego fazy rozwoju wiedzy. Od teistycznej, gdzie wyjaśnianie opierało się na wierze w (upraszczając) interwencję świata nadprzyrodzonego, poprzez metafizyczną - gdzie wyjaśnień szuka się w abstrakcyjnych pojęciach i oderwanych od rzeczywistości rozumowych spekulacjach, po fazę pozytywną, czyli naukową, gdzie wyjaśniane oparte jest na faktach i zależnościach między nimi.
Metafizyka jako nauka w pełni wpisuje się w tę właśnie fazę metafizyczną.
Bardzo chętnie usiądę z Tobą do stołu, i porozmawiam o stanowieniu prawa - praktycznie właśnie. I zapytam się Ciebie, jak wielu chociażby polskich posłów stanowiących prawo w naszym katolickim kraju przed naciśnięciem guzika i podniesieniem ręki zastanawia się nad granicami wytyczanymi przez prawo naturalne. Ok, być może wielu z nich trzyma się tych granic przez określone środowisko socjalizacji, przez uświadomione oczekiwania otoczenia społecznego - ale przecież sam napisałeś, że ma to być proces koniecznie uświadomiony...
Skoro, wreszcie, to podstawowe założenie istnienia/nieistnienia jest tak doniosłe i niezbędne, skoro ma mieć tak przemożny wpływ na budowania systemu prawnego, to dlaczego w praktyce nic nie pozostaje z tej Twojej czystej formy? Nawet na przykładzie wymienionych przez Ciebie dziedzin prawa widać wyraźnie, że każdej z nich dotyczy prawo mniej lub bardziej, ale zawsze w bardzo różnym stopniu zgodne z założeniami wiary, do jakiej przyznaje się nadal ponad 90% Polaków. Chociażby - prawo do aborcji, które po chrześcijańsku chroni życie, obok wojna, gdzie naszą prawną powinnością jest rzezanie bliźnich przy poklasku wojskowych kapelanów. Nie widzę tutaj tego przemożnego, jednoznacznego wpływu istnienia/nieistnienia świadomości Boga na kształtowanie prawa, widzę pragmatyzm i oportunizm, o którym pisałem wcześniej. Nadal nie sądzę, by błędnie.
I odpowiadając na Twoje ostatnie pytanie:
koro posłowie potrafią to zrobić bez świadomego założenia pierwotnego, to pewnie też bym dał radę:)
Strony 1
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź