2015.08.31
Zwrot w sprawie wyboru śmigłowców?
Termin podpisania przez rząd Ewy Kopacz umowy na zakup kilkudziesięciu śmigłowców dla polskiej armii nieoczekiwanie przedłuża się aż na moment powołania nowego premiera i ministrów po wyborach. Pracownicy Sikorskyego z Mielca i AgustaWestland ze Świdnika już zacierają ręce i czekają na PiS. Czy jednak zmiana wyboru francuskiego śmigłowca Caracal będzie miała sens? Wypowiedzi polityków są bardzo zastanawiające.
Wytwórnie sprzętu lotniczego w Świdniku i Mielcu zyskały nową nadzieję, bo władze państwowe nieoczekiwanie odciągają podpisanie umowy w sprawie kupna śmigłowców dla polskiej armii na moment aż zostanie skonstruowany nowy rząd po wyborach parlamentarnych. Ten ruch obecnych władz może być jednak równie dobrze dowodem na pewność urzędników, że wybór francuskiego Caracala nie zostanie już podważony.
Wiele mówiące jest zachowanie i wypowiedzi decyzyjnych polityków. Główny przedstawiciel rządu w sprawie przetargu śmigłowcowego – Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak zamiast bronić do upadłego dokonanego wyboru francuskiego śmigłowca, tak jak to robił do tej pory, zrobił krok w tył i zadeklarował w stosunku do kontrowersyjnego kontraktu, że może go podpisać już nowy rząd po wyborach. Nieoficjalne informacje z MON również wskazują na to, iż urzędnicy prowadzą procedurę tak, aby termin podpisania umowy z producentem śmigłowców firmą Airbus przypadł na koniec roku, czyli już pod rządami nowego premiera i ministrów.
W tym samym czasie liderka ugrupowania, które będzie najprawdopodobniej ten nowy rząd tworzyło – Beata Szydło z PiS zachowała się odwrotnie. Mimo powszechnej krytyki wyboru Caracala wypowiadanej przez polityków PiS jeszcze parę miesięcy temu, teraz Szydło nie wykazuje już tak zdecydowanej chęci do wywrócenia do góry nogami rozstrzygnięcia przetargu. Stwierdziła tylko, że to obecny rząd powinien wziąć odpowiedzialność za podpisanie kontraktu. A dokładnie podczas wizyty w Świdniku powiedział w ten sposób:
„Nie chciałabym, żebyśmy wykorzystywali ten przetarg w kampanii wyborczej, bo ja zdaję sobie z tego sprawę, że sytuacja dotyczy ważnego, strategicznego zakupu dla polskiej armii i niech rząd, który w tej chwili podejmuje decyzje, bierze odpowiedzialność za to, co w tym momencie się dzieje, natomiast na pewno ten przetarg budzi wiele wątpliwości.”
Inny z ważnych polityków PiS zajmujący się sprawami gospodarczymi – Jerzy Polaczek na pytanie o możliwość powtórzenia przetargu także wypowiedział się w raczej wymijający sposób: „O tym wyborze będzie można poważniej porozmawiać dopiero po zapoznaniu się z pełną dokumentacją przetargu”.
Wygląda to mimo wszystko trochę tak, jakby sfinalizowanie zakupu potężnej partii kilkudziesięciu śmigłowców, które mają być koniem roboczym polskiej armii, było kukułczym jajem, które każdy wolałby teraz podrzucić komuś innemu. Domyślam się jednak, że to nie o felerność wyboru produktu tu chodzi, bo z oferowanych wersji śmigłowców francuska maszyna chyba rzeczywiście najlepiej spełnia wymagania naszego wojska. Podkreślam, że chodzi o wybór oferowanych wersji śmigłowców, a nie o wybór producenta. O fatalnym doborze wersji przez oferentów do przetargu TUTAJ pisałem szerzej. Przypuszczam, że obecnie politycy nie chcą brać odpowiedzialności za decyzję, która jest wątpliwa z przyczyn nie wojskowych, tylko ekonomicznych. A to ze względu na to, że korzyści z podatków, zatrudnienia pracowników, rozwoju infrastruktury przemysłowej itp. przypadną głównie nie gospodarce polskiej, tylko francuskiej.
Zapytam jednak, czy w obecnej sytuacji walka o zmianę wyników jednego przetargu, nawet jeśli oznaczałoby to poprawienie sytuacji jakiegoś zakładu przemysłowego w kraju, nie będzie zabieraniem energii i czasu potrzebnego na rozwój obronności państwa? Przecież kontrakt na śmigłowce wielozadaniowe nie jest jedynym, który pilnie musi być rozstrzygnięty dla armii. Na horyzoncie pojawia się już następny wybór dotyczący programu „Kruk”, czyli zakupu kilkudziesięciu śmigłowców tym razem uderzeniowych. Zresztą aby polski potencjał obronny miał moc odstraszania na poważnie, trzeba dokonać pilnych zakupów w jeszcze wielu innych dziedzinach uzbrojenia. Może dlatego skupianie się dziś na jednym kontrowersyjnie przeprowadzonym przetargu nie jest najlepszym rozwiązaniem? Jak to się mówi, mleko się już rozlało i trzeba działać dalej, bo i tak jesteśmy mocno spóźnieni z przystosowywaniem naszych sił zbrojnych do nowych warunków międzynarodowych.
Gdyby jednak powtórny wybór podstawowego śmigłowca dla sił zbrojnych był możliwy i nowy rząd zdecydował się na ten krok, to miałoby to sens tylko w jednym wypadku. Należałoby przetarg w ogóle unieważnić, odrzucić wszystkie proponowane maszyny, ale przed tym porozumieć się z administracją amerykańską w sprawie możliwości zmontowania w Mielcu na potrzeby polskiej armii nie Blackhawków w mocno zubożonej wersji S-70i, ale w nowoczesnych wersjach bojowych: UH-60M transportowej pola walki, HH-60 dla operacji specjalnych, oraz SH-60 zwalczania okrętów podwodnych. Wtedy bez żalu będzie można zapomnieć o przetargu i o Caracalu.
Bartłomiej Wydra