2013.06.24
Wraca pomysł kolejki jednotorowej
Prezydent Rzeszowa odświeża pomysł budowy kolejki jednotorowej i powołuje się na kolejkę w Sydney. Tymczasem władze Sydney właśnie likwidują swoją kolejkę. Czy trafi ona do Rzeszowa?
Monorail w Sydney. Zdjęcie ze strony Daily Telegraph opisującej kłopoty kolejki jednotorowej.
Odwiedzając rzeszowski ratusz w czasie ostatniej sesji rady miasta 18 czerwca trafiłem akurat na dyskusję o powrocie do pomysłu wybudowania w Rzeszowie kolejki jednotorowej. Prezydent Ferenc przekonywał radnych, że najlepszym rozwiązaniem dla miasta jest kolejka produkcji szwajcarskiej, taka sama jaka od wielu lat kursuje w Australii, Sydney. Opowiadał dalej, że średnia prędkość tej kolejki wynosząca około 34 kilometry na godzinę, to wystarczające tempo do sprawnego komunikowania się w naszym mieście. Z informacji jakich udzielił na temat tego pomysłu utkwiło mi jeszcze to, że rzeszowska kolejka będzie jeździć od dworca PKP do budynków Uniwersytetu przy Rejtana, a potem pojedzie w kierunku Politechniki przy WSK.
Wróciłem do domu i spokoju nie dawała mi myśl o tej kolejce. Zwłaszcza, że kilka miesięcy temu czytałem, że właśnie w Sydney powstały duże kontrowersje na temat funkcjonowania tamtejszej kolejki jednotorowej, tej samej, którą tak chwalono w rzeszowskim ratuszu. Poszperałem w Internecie, znalazłem odpowiednią stronę i zdziwiłem się jeszcze bardziej.
Kolejka w Sydney, zwana od pojedynczego toru jezdnego – monorail, przeszła w ostatnim czasie bardzo pouczającą historię. Początkowo była własnością prywatnej firmy i jako atrakcja miejska była użytkowana głównie przez turystów jeżdżąc po estakadach w centrum miasta. Tylko to pozwalało utrzymać ją finansowo dzięki biletom o dość wygórowanej cenie. Mimo to z biegiem czasu kolejka przestała przynosić spodziewane zyski, wymagała za to coraz kosztowniejszych remontów. Właściciel kolejki postanowił więc na początku 2012 r. sprzedać całe urządzenie władzom miejscowym.
Władze Nowej Południowej Walii, będące odpowiednikiem naszych władz wojewódzkich, nie zachwyciły się jednak zakupem. Przeprowadziły wnikliwą analizę i stwierdziły co następuje: trasa kolejki przebiegająca tylko w centrum i wysokie ceny biletów uniemożliwiają wykorzystanie jej przez ogół mieszkańców; dalsze funkcjonowanie kolejki będzie oznaczało ciągłe straty skarbu prowincji; brak jest ekonomicznego uzasadnienia dla dalszego użytkowania monorail; znacznie bardziej uzasadnione jest zdemontowanie torowisk i uzyskanie miejsca dla budowy centrum kongresowego. W czerwcu 2012 roku władze podjęły decyzję, że kolejka skończy swój żywot po 12 miesiącach – 30 czerwca 2013 r. W tym tygodniu... właśnie mija ten dzień.
Co dalej z kolejką? Przedstawicielka władz prowincji Gladys Berejiklian zapowiedziała, że urządzenie prawdopodobnie skończy na złomowisku, chyba że pojawi się oferta przejęcia kolejki i wykorzystania jej w nowym miejscu przez innego właściciela. To ostatnie sformułowanie jest bardzo ciekawe. Czyżby istniała możliwość przewiezienia kolejki do Rzeszowa i wykorzystania jej ponownie nad Wisłokiem? Żart, fantazje, spekulacje, przypadkowy zbieg okoliczności w terminie rozbiórki kolejki?
A jeżeli jednak byłoby to możliwe? Czy w Rzeszowie by się sprawdziła? Pisałem już na twinn o nowoczesnych tendencjach w komunikacji polegających na lekkim transporcie kołowym lub szynowym. Warunkiem skuteczności takich rozwiązań jest jednak powszechny charakter takiego transportu. Wagoników i torowisk musi być dużo i maksymalnie dużo uczęszczanych miejsc w mieście musi być taką siecią połączonych. Wtedy dopiero spore koszty budowy będą się z czasem rekompensować.
To podstawowe założenie nowoczesnych rozwiązań nie znajduje zastosowania w Rzeszowie. Pomysł połączenia dworca PKP, Uniwersytetu i Politechniki nie zapewni odpowiedniej ilości pasażerów. Studenci, do których zapewne kierowana jest nowa propozycja transportu, mają w Rzeszowie wiele innych potrzebniejszych kierunków do pokonywania. Co innego gdyby połączyć dla mieszkańców osiedla Baranówka, Tysiąclecia, Centrum i Nowe Miasto. Ale to zdaje się jest o wiele trudniejsze z uwagi na brak miejsca. Wydaje mi się stąd, że kolejka na zaproponowanej przez prezydenta trasie będzie tylko atrakcją, taka sama jak była w Sydney. Tylko skoro Australijczycy już wyciągnęli wnioski z takiego pomysłu, to po co powielać u nas ten sam błąd? Zwłaszcza, że nie ma w Rzeszowie zbyt wielu turystów chcących podziwiać brzegi Wisłoka. A zatem proponuję, żeby w Rzeszowie lepsi fachowcy przemyśleli trasy dla ewentualnych nowych środków transportu.
Bartłomiej Wydra