Szanowni Państwo, w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w ramach portalu TWiNN.pl stosujemy pliki cookies. Korzystanie z tej witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu.
 
Homes
Forums
FaceBooks
Kontakts

2018.02.23

Legenda wraca na scenę w Rzeszowie

Mała, niespecjalnie atrakcyjna kobietka, ale niebywały talent muzyczny i wspaniały, niepowtarzalny głos. To niezapomniana Francuzka Edith Piaf, którą w Rzeszowie w Teatrze Siemaszkowej grają naprzemiennie dwie nasze aktorki. Efekt jest niesamowity.

Kadr ze spektaklu "Piaf" na zdjęciu Paweł Gładyś i Małgorzata Pruchnik-Chołka. Fot. Maciej Mikulski.

Historia życia i twórczości jednej z najsłynniejszych francuskich śpiewaczek Edith Piaf opisana przez Angielkę Pam Gems, zainspirowała Jana Szurmieja ponad 20 lat temu do stworzenia z ówczesnym zespołem Siemaszkowej spektaklu muzycznego pt. „Piaf”. Spektakl cieszył się dużą popularnością wśród rzeszowian i wielu z nich jeszcze do niedawna nie kryło żalu, że zniknął z repertuaru tego teatru.

Po piętnastu latach nieobecności przedstawienia reżyser Jan Szurmiej wraz z obecną dyrekcją tego teatru zdecydował się przywrócić na rzeszowskie deski sceniczne swój hit sprzed lat. Jednak nic dwa razy tak samo się nie zdarza, ludzie dojrzewają, zmieniają się zapatrywania, rzeczywistość dookoła nas staje się inna. Dlatego i rzeszowska „Piaf” po powrocie zmieniła się bardzo.

Jakby tego było mało, ta nowa „Piaf” zyskała od razu dwa nowe oblicza. Jan Szurmiej do tytułowej roli swojego odświeżonego dzieła wybrał dwie młode rzeszowskie aktorki: Małgorzatę Pruchnik-Chołkę i Dagny Ciporę, które w spektaklach występują na zmianę. Jaki otrzymał efekt?

Tęsknimy za starą „Piaf”, czy pokochamy te nowe?

Być może niektórzy z Państwa, którzy pamiętają dawny spektakl, powodowani sentymentem będą mimochodem pragnęli tego, co było. Ja nie mam takiego problemu, bo przyznam się szczerze, że stary spektakl pamiętam jak przez mgłę. Dlatego ta nowa odsłona Szurmieja jest dla mnie nowością praktycznie w każdym aspekcie. No oczywiście poza niezapomnianą twórczością Edith Piaf, którą od lat uwielbiam.

Teraz, po obejrzeniu w krótkich odstępach czasu dwóch premier z dwoma aktorkami w roli „Piaf” z przyjemnością mogę Państwu opowiedzieć, dlaczego warto zobaczyć to widowisko i to bez względu na to, czy pamiętacie dawne przedstawienie, czy jesteście zupełnie młodymi widzami teatralnymi.

Zazwyczaj rzadko aż tak skupiam się na kreacjach tylko głównych aktorów, bo przecież spektakl to efekt pracy wielu osób. W tym wypadku sytuacja jest jednak specyficzna. Osoba Piaf jest tak centralnym punktem sztuki, że nie da się jej opisać nie skupiając się właśnie na odtwórczyni głównej roli. A tu mamy jeszcze dwie aktorki, co siłą rzeczy skłania do porównać. Zwłaszcza, że obie artystki trochę inaczej wyeksponowały postać swojej bohaterki.

Na obydwa spektakle szłam z pewną obawą. Jak sobie poradzą obie indywidualności? Co prawda, znając już artystyczny dorobek Szurmieja wiedziałam, że ma on talent do trafnej obsady swoich spektakli. Jednak zawsze coś może się wydarzyć. A co będzie, jeśli jedna aktorka zagra znakomicie, a druga nieźle, ale przepaść między nimi będzie wyraźnie widoczna?

Kadr ze spektaklu "Piaf" na zdjęciu Dagny Cipora. Fot. Maciej Mikulski.

Obydwie aktorki są młode, jednak Dagny Cipora dużo bardziej dała się poznać rzeszowskiej publiczności kreując już pierwszoplanowe role o znacznym obciążeniu emocjonalnym i także takie, które wymagały talentu muzycznego. Natomiast Małgorzata Pruchnik-Chołka nie miała dotychczas wielu takich wyzwań artystycznych, by pokazać się publiczności w tytułowej roli i to grając tak skomplikowaną emocjonalnie postać. Dostać taką szansę od losu to wielka wygrana dla aktorki, ale i wyjątkowe wyzwanie. Zwłaszcza, gdy tylko od niej samej i od jej talentu zależy, jak przedstawi widzowi znakomitą ikonę paryskiej piosenki, rozpoznawalną nawet dla tych, którzy nie przepadają specjalnie za tym rodzajem twórczości. Piaf w odsłonie tej właśnie aktorki miałam okazję oglądać najpierw.

Małgorzata czyli jak rodzi się wielki talent na scenie

W pierwszej odsłonie spektaklu na scenie pojawia się Edith Piaf. No właśnie, nie Małgorzata Pruchnik-Chołka, która stara się kogoś udawać ale przedstawia się nam niepokorna Francuzeczka Edith. Nawet widoczna u Małgorzaty doza pewnego stresu przed publicznością w tej konkretnej scenie jest wręcz naturalna dla granej postaci. Piaf kochała scenę, ale każde wyjście na nią traktowała bardzo poważnie, profesjonalnie i zależało jej na wsparciu publiczności. Może ten efekt był nawet zamierzonym zabiegiem artystycznym, mniejsza o to, jak dla mnie już od początku wyszło rewelacyjnie. Aktorka zagrała postać całą sobą. Ta postawa ciała, hardość i nieokrzesanie kobietki, która została ściągnięta nieomal z paryskiego bruku, a sięgnęła po możliwość śpiewania na najwspanialszych światowych scenach. W swojej drodze po sławę Piaf zaliczyła wiele osobistych dramatów, upadków i rozczarowań. To także czuło się w postaci wykreowanej przez Pruchnik-Chołkę.

Kadr ze spektaklu "Piaf" na zdjęciu Małgorzata Pruchnik-Chołka. Fot. Maciej Mikulski.

Jednak większość z nas widzów wyczekiwała na piosenki Piaf i to, jak wykona je Małgorzata. I tu też zostałam niesamowicie zaskoczona. Proszę Państwa co za głos! Ja nie wiedziałam, że w tej dziewczynie drzemie taka potęga! Te wykonania aż wbijały w fotel. Nawet teraz pisząc te słowa i wracając myślami do spektaklu moje wnętrze zaczyna drgać jak wtedy, gdy siedziałam tam na sali i słuchałam, jak ona śpiewa.

Małgorzata Pruchnik-Chołka z pewnością stworzyła wyjątkową kreację wielkiej Piaf. Pokazała nam pieśniarkę i człowieka, sięgając do najgłębszych pokładów tego, co mogło kryć się w duszy Piaf. Stworzyła obraz kobiety nieokrzesanej, ale i zagubionej, poszukującej siebie i swojego szczęścia. Jednak gdy jej „Piaf” stawała przed publicznością żeby zaśpiewać, to stawała przed nami wielka osoba, mimo niewielkiego wzrostu. I tak jak Edith Piaf dawała z siebie wszystko, tak Małgorzata Pruchnik-Chołka doskonale wykorzystała szansę daną jej przez reżysera Jana Szurmieja. Pokazała nam wielki talent nie tylko aktorski, ale także muzyczny.

Dagny czyli nie ma wątpliwości kto rządzi na scenie

Czy na drugą premierę powinnam iść dużo spokojniejsza? Dagny Cipora dała poznać się nie tylko rzeszowskiej publiczności jako aktorka o wielu umiejętnościach, również jej talent muzyczny jest nam doskonale znany. I pewnie każdy myśli sobie, że w związku z tym zagrać rolę Edith Piaf to dla niej bułka z masłem. Nic bardziej mylnego. Gdy zbudowało się w pamięci publiczności taki obraz samej siebie, to po pierwsze ten wizerunek może utrudniać zagranie tak bardzo charakterystycznej i indywidualnej postaci, po drugie jednocześnie wymagania publiczności względem popularnej aktorki są wielkie. A rola Piaf wcale do łatwych nie należy, tym bardziej, gdy fizyczne warunki aktorki nie sprzyjają. Gdzie wysokiej i szczupłej Dagny do malutkiej Piaf? Trzeba zatem tak zbudować rolę, by już na wstępie publiczność wyzbyła się skłonności do porównań z oryginałem.

Gdy Piaf w wykonaniu Dagny pojawia się na scenie, tak właśnie się dzieje. Od razu widzimy, kto tu rządzi. Na scenie pojawia się gwiazda. Te ruchy, ekspresja w komunikacji z przestrzenią i scenicznymi postaciami. I niby to ten sam spektakl, bo scenografia, muzyka i większość obsady niezmienna. Ale ta „Piaf” na scenie jest już inna. Dagny w swojej interpretacji Edith Piaf postanowiła pokazać gwiazdę, którą Piaf była bez dwóch zdań. Życie prywatne francuskiej pieśniaczki w tej interpretacji schodzi nieco na drugi plan. Jednak nawet w scenach dotyczących życia prywatnego przebija przez tę rolę niesamowite poczucie własnej wartości. Co zresztą nie jest dalekie od prawdy. Piaf jednego czego w życiu była naprawdę pewna, to swojego talentu. Uwielbiała śpiewać i nawet nim została odkryta i stała się wielką gwiazdą, zarabiała na życie wystając na ulicach Paryża i racząc przechodniów swoim wspaniałym głosem. Wierzyła w to, co śpiewa. Piosenki, które jej pisano, też zawsze były o czymś, dla kogoś, dla publiczności. A ona żyła by śpiewać.

Kadr ze spektaklu "Piaf" na zdjęciu Dagny Cipora. Fot. Maciej Mikulski.

I nie będę ukrywała, że przychodząc na spektakl z Dagny w roli „Piaf” czekałam, jak nam zaśpiewa. I nie zawiodłam się. Po raz kolejny pokazała wielką klasę, nie tylko jako aktorka, ale jako piosenkarka. Uwielbiam jej głos. Potrafi śpiewać i ma świadomość swoich muzycznych możliwości. A co najważniejsze, wciąż się rozwija i wciąż pragnie przekraczać nowe granice swoich możliwości. Ma świadomość tego, jak jest postrzegana przez widza, ale nie zatraca się w tym. To aktorka, która poszukuje i zaskoczy nas pewnie jeszcze nie raz.

Wspaniały dwugłos

To wspaniale, że obydwie panie w kreowaniu tej samej postaci postanowiły się nie dublować. Małgorzata i Dagny pokazały, że są wielkimi artystycznymi indywidualnościami. W roli znakomitej Edith Piaf dają z siebie wszystko, dosłownie spalają się na scenie, z czego publiczność ma niebywałą przyjemność. I choć spektakl „Piaf” trwa trzy godziny z jedną przerwą, widz nie ma poczucia dłużącego się przedstawienia, a na koniec nawet nie bardzo śpieszy mu się do wyjścia.

Na spektaklach premierowych obydwie panie nagrodzone zostały owacjami na stojąco. Jednak co było pewną nowością, w czasie gdy aktorki bisowały muzycznie dla publiczności, to ta nie siadała w fotelach, tylko falowała na stojąco w rytmie muzyki i ich głosu.

Reżyser Jan Szurmiej po raz kolejny nie zawiódł rzeszowskiej publiczności oferując jej rozrywkę na najwyższym poziomie. W spektaklu poza oczywiście głównymi bohaterkami sceny pojawia się też spora grupa rzeszowskich aktorów, co rzadko się ostatnio zdarza. Miło było po dłuższej nieobecności zobaczyć w tym spektaklu, w kilku wcieleniach aktorskich Józefa Hamkało. Smaczkiem, szczególnie dla miłośników poprzedniej wersji spektaklu „Piaf”, jest obsadzenie ponownie po 15 latach Marioli Łabno-Flaumenhaft w roli również znakomitej ówczesnej piosenkarki Marlene Dietrich. Mariolę podziwiamy na scenie krótko, ale piosenka w jej wykonaniu na długo zapada w pamięć.

Rzadko zdarzają mi się aż tak entuzjastyczne recenzje spektakli, ale ten absolutnie na taką zasługuje. I mam nadzieję, że tym razem obecna „Piaf” na dłużej rozgości się w repertuarze Teatru Siemaszkowej. Zachęcam Państwa do zobaczenia rzeszowskiej „Piaf” i to koniecznie dwa razy w interpretacji obydwu aktorek. Odkrywają inne oblicze Edith Piaf, a każde z nich jest jak najbardziej prawdziwe.

Barbara Kędzierska

Kadr ze spektaklu "Piaf" na zdjęciu Mariola Łabno-Flaumenhaft. Fot. Maciej Mikulski.

  

Nick:
Mail:
Treść:
 
Wszystkie pola są wymagane.
twinn> Tutaj możesz wyrazić swoją opinię na temat tego artykułu.
 



9 edycja MASKARADY przeszła już do historii. Za rok jubileusz i już wiemy, że będzie się działo!
Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ożywionej Formy Maskarada, w tym roku prezentuje się w nieco innym czasie i formule.
Już od piątku rozpoczyna się kolejna edycja BUDY JARMARCZNEJ. Warto poucztować...
Legenda wraca na scenę w Rzeszowie
Mała niespecjalnie atrakcyjna kobietka ale o niebywałym talencie muzycznym. Do Rzeszowa wróciła "Piaf".
Jerzy Popiełuszko jest coraz ważniejszą ikoną polskiej kultury. Teatr Siemaszkowej zaprezentuje nam jego osobę.
Znakomity artysta i jego dzieła zagoszczą w Rzeszowie. Tego wydarzenia nie można przegapić!
Nikt tak tego nie przygotował, jak oni. Kroniki Podwórkowe przenoszą nas do naszych korzeni i wiele wyjaśniają.
Sztuka „O mniejszych braciszkach św. Franciszka” jest dziełem nie tylko dla dzieci. To wspaniała atrakcja rodzinna.
Od tygodnia trwa Festiwal Nowego Teatru w Rzeszowie. Czy widzowie przeżyli już coś porywającego?
Już od najbliższego piątku, będzie okazja by zobaczyć współczesne oblicze teatru i podyskutować o nim.